8/04/2017 druga w sezonie i trzecia w karierze połóweczka za mną. Półmaraton zorganizowany pierwszy raz przez stowarzyszenie biegowe Pro Run. Dwa tygodnie po ciężkim półmaratonie ślężańskim, bez założeń, bez oczekiwań, z bardzo miłym zaskoczeniem na koniec. Ale od początku.
H2O to moja druga z czterech zaplanowanych na tą chwilę połówek. Bieg czysto treningowy, z jednym założeniem: pobiec podobnie jak Nocny w zeszłym roku i lepiej niż ślężański (byłoby miło 😛 ). Rekordy chcę bić na Nocnym 😉 i to do niego plan treningowy jest. Nauczona jednak biegiem w Sobótce, chciałam inaczej się do niego przygotować i przy okazji sprawdzić co nieco pomysłów przed startem docelowym.
- Nawadnianie: to był punkt numer jeden. Mam z tym problem, zapominam o wodzie, szczególnie teraz po powrocie do pracy. W natłoku zadań zapominam o wodzie, więc starłam się to zmienić w tym tygodniu. Przez cały tydzień piłam wodę a w piątek postawiłam również na iso i sok z buraka.
- Dieta: nic jakoś bardzo zaplanowanego. Starałam się jeść regularnie (zawsze się staram, ale teraz nie chciałam odpuścić aby nie mieć deficytu kalorycznego), a w piątek pozwoliłam sobie zaszaleć troszkę bardziej z węglami 😉
- Trening: niewiele się zmieniło, po prostu jak postanowiłam po Sobótce tak wdrożyłam więcej treningu uzupełniającego i weekend przed biegiem zrobiłam dłuższe wybieganie (czyt. 15km) a we wtorek ostatnie lekkie 6km.
Przed biegiem przejrzałam sobie między czasy z Nocnego aby mniej więcej wiedzieć z jakim tempem plus minus dobrze by było biec.
Bieg startował o 9:00. Nie przepadam za bieganiem rano, ale ta godzina była w sumie lepsza niż 11 czy 12. Na spokojnie 2h wcześniej zjadłam jak zawsze zjadłam owsiankę, a dzięki temu, że start był o 9 nie zdążyłam zgłodnieć. Nie było więc problemu co zjeść aby mieć siłę a nie mieć ciężkiego żołądka 😉 Wypite iso na godzinę przed biegiem, i drugie pół litra w bidonie na bieg. Dzięki temu i musowi owocowemu w trakcie biegu siły były cały czas 🙂
Bieg rozpoczęłam w towarzystwie znajomej Juli 🙂 Pierwsze 10km plotkowałyśmy. Było to chyba widoczne, bo nawet jeden pan przebiegając koło nas jak akurat ucichłyśmy rzucił: tematy się paniom skończyły? Haha. Dzięki temu nie wystrzeliłam jak z procy (i w Sobótce) i nie popędziłam do przodu tylko równym, spokojnym tempem połowę trasy zrobiłam zostawiając siły na później. Po 10km przyśpieszyłam (a przynajmniej tak mi się wydawało 😛 ) i starałam się biec równo do mety. Trasa wiodłam poza miastem terenami wodonośnymi Wrocławia, ale droga asfaltową. Zaskoczeniem był czasami bieg po chodnikach i ścieżkach rowerowych (na początku i na końcu biegu), z drugiej strony było to jakieś urozmaicenie 😉 Minusem był 18 i 19km który wiódł bardzo zniszczonym chodnikiem koło Urzędu Marszałkowskiego. Zmęczenie dawało już wtedy i tak o sobie znać, nogi zaczynały trochę boleć, a tu jeszcze nawierzchnia zmuszająca do wzmożonej uwagi. Był to fragment mocno kontuzjogenny, można było niezłego orła wywinąć przy nieuwadze, na szczęście udało się bez odrapanych kolan przetrwać 😛 I tak jak na Nocnym 19km był moim najszybszym tak tutaj najwolniejszym. Cieszyłam się jednak, że na ostatni kilometr sił zostało i można było przyśpieszyć oraz z uśmiechem wbiec na metę 😀 I przypieczętować ten bieg nowym rekordem życiowym 2:07:47.
Wnioski: dużo lepszy bieg niż w Półmaraton Ślężański. Lepsze samopoczucie zarówno psychiczne jak i fizyczne. Na pewno z powodu profilu trasy (brak podbiegów 😀 ), ale i mojego nastawienia. Myślę też, że te przygotowania które poczyniłam mi pomogły i mogę je wykorzystać przy następnych okazjach (czyli w maju i czerwcu). Nie mam już wymówek 😉